poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział: XVIII

3 miesiące przed narodzinami dziecka...
Rano ojciec sióstr dostał telefon, w którym mówiono że dostał pracę, lecz w Londynie. Nie przeszkadzało mu to, cieszył się z nowej pracy. A była nią posada szefa kuchni. Ojciec od zawsze kochał gotować, ale Polsce był nie do końca wykształcony. Od razu chciał powiedzieć o tym reszcie rodziny. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi na myśl o przeprowadzce. Margaret tego dnia miała wizytę u lekarza, odnośnie ciąży. Poszła tam z Louis'em. Nastolatka po drodze opowiedziała mu o bieżącym wydarzeniu, również się ucieszył. Ale wszystko prysnęło gdy doktor powiedział, że Margaret nie może lecieć samolotem, a tylko tak mogli się tam dostać. Louis próbował jakoś przekonać lekarza, ale to nie zależało od niego. Wyjaśnił, że lot samolotem może zaszkodzić dziecku. Młoda para nie chciała ryzykować, więc odpuściła. Dziecko było ważniejsze  niż ona. 21-latek był miło zaskoczony, że dziewczyna dojrzała, zaczęła interesować się kimś innym niż samą sobą. Miał nadzieje, że tak już będzie. Gdy ojciec się o tym dowiedział, nie chciał lecieć. Wolał zostać przy niej, ale Margaret nie pozwoliła mu. Obiecała, że jak już będzie mogła wyjechać, zrobi to. Nie przekonywało to mężczyzny, ale nie chciał już komplikować sprawy. W końcu ona jest już dorosła, za niedługo będzie mieć dziecko, pewnie założy rodzinę... musi nauczyć się samodzielności.
- Kiedy wyjeżdżacie ? - spytała dziewczyna.
- No.. jak najszybciej - wyjaśnił ojciec
- a ty?  też jedziesz ? - zwróciła się do Louis'a.
- muszę już wracać... - powiedział smutno.
- Zostawiasz mnie ? - zasmuciła się dziewczyna
- Muszę. Przepraszam. - powiedział i spuścił wzrok z niej.
Dziewczyna zamknęła się w pokoju. Siedziała w nim, aż pojechali. Gdy już została sama, nerwy jej puściły. Weszła do łazienki, wzięła żyletkę do ręki i poderżnęła sobie żyły u lewej ręki. Zaczęła krzyczeć, krew była wszędzie, na całej łazience. Margaret krzyczała tak głośno, jak tylko mogła przez łzy. Rodzice pojechali już w stronę lotniska. W pewnym momencie Louis wszedł do domu, okazało się że zapomniał telefonu. Gdy wszedł, nagle komórka stanęła na niższym miejscu, jak usłyszał płacz i krzyk docierający z łazienki. Szybko pobiegł do drzwi, ale było już za późno. Zobaczył tylko jak Margaret mdleje w jego ramionach. Zadzwonił szybko po karetkę. Dojechała w niecałe 5 min. Chłopak bał się że jest już za późno, że coś stało się dziecku lub jej. Miał wyrzuty sumienia, wiedział że to co się stało, było przez niego. Dziewczyna obudziła się dopiero w szpitalu, pod kroplówką. Nie wiedziała gdzie jest, ani dlaczego chłopak nie pojechał, tylko siedzi obok niej.
- Dlaczego to zrobiłaś ? Przecież mogłaś sobie coś zrobić, albo dziecku. Nie pomyślałaś o tym?! - wypominał jej chłopak.
Margaret nic się nie odezwała. W pewnym momencie przyszedł lekarz i uświadomił jej, że straciła bardzo dużo krwi i to w ogóle cud że żyje. Ale do urodzenia dziecka, musi zostać w szpitalu. Dziewczyna była wściekła, chciała tyle rzezy zrobić. Chłopak uspokoił ją, gdy lekarz zabronił opuszczać jej ośrodek. Przynajmniej już będzie pewien, że jej się nic nie stanie. Pożegnał ją słodkim buziakiem i wyszedł...

2 komentarze:

  1. Super rozdział :D
    Zapraszam do mnie : http://youmakemestrong11125669.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. super jest :) nominuję cię do Liebster Award :) szczegóły u mnie :)
    http://sylwiarzepa.blogspot.com/2014/03/nominacja-do-liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń